sobota, 14 lutego 2015

7. Pozdrowienia...

Taji wyszła ze swojej nory i spojrzała w słońce. Tak, mieszkała w norze, co dla większości lwów byłoby co najmniej dziwne. Ale nie dla niej. Już dawno porzuciła typowo lwie zwyczaje. Mieszkała samotnie na Dzikich Polach i starała się jak najlepiej przystosować do tamtejszych warunków - jdła więc padlinę i gryzonie, gdy brakowało innego jedzenia i była najlepszą przyjaciółką gepardów, likaonów, a nawet hien. Kompletnie nie przeszkadzało jej, że inne osobniki jej gatunku uznałyby ją za dziwadło, ponieważ nie miała z nimi większego kontaktu. Co prawda, czasem napotykała na swej drodze jednego czy dwóch wędrujących samców, ale nawet oni woleli ominąć starą, doświadczoną i silną lwicę z daleka. Czuli przed nią pewien respekt i szanowali jej terytorium - w końcu zna ten teren o wiele lepiej i dłużej niż oni. Czasami nawet życzliwie wskazywała spragnionym gdzie znajduje się najbliższe źródło albo rzeka.
Ona sama piła, polowała i spała kiedy i gdzie tylko chciała - była wolna. Jej życie, choć zupełnie pozbawione ograniczeń i beztroskie, nie było do końca szczęśliwe. Dręczyła ją samotność i monotonia - prawie nigdy nie działo się tu nic ciekawego.
,,Tak samo będzie dzisiaj" - pomyślała i przeciągnęła się leniwie. Było południe, słońce było prawie w zenicie, a ona dopiero wstała. Przecież nie musi budzić się rano, bo po co? Źródło było oddalone o pół kilometra od jej nory, więc mogła iść się napić kiedy tylko chciała. Teraz właśnie zamierzała przespacerować się tam, potem znaleźć coś do jedzenia, a potem znowu iść spać... Kolejny, nudny, upalny dzień z głowy.
W połowie drogi do źródełka zauważyła jednak jakieś ciało leżące na uboczu. Podbiegła do niego -to była lwica. Była nieprzytomna, lecz oddychała, a na jej ciele nie było widać żadnych ran.
- Co się stało? - zapytała Taji.
- Wody... - wycharczała cicho lwica i znowu zemdlała.
Nie namyślając się długo, Taju przewiesiła lwicę przez swój grzbiet i zaniosła do źródełka. Nie mogła przecież pozwolić, żeby zdechła z pragnienia na jej terytorium.
- Aleś ty gorąca! Chyba słońce cię przegrzało. Po co w ogóle wychodziłaś w taki upał gdzieś dalej?
Nie otrzymała odpowiedzi.
- A, no tak zapomniałam. Z drugiej strony miałaś strasznego pecha. Zemdleć ćwierć kilometra od źródełka? Już, już dochodzimy na miejsce. Napij się. - Taji zrzuciła lwicę ze swoich pleców prosto w wodę. Uratowana odzyskała przytomność i zaczęła łapczywie pić, a po chwili ponownie stanęła na nogi.
- Lepiej?
- O tak, już dobrze się czuję. Co się stało? Gdzie ja jestem?
- Na Dzikich Polach, kochana.Widocznie zemdlałaś na słońcu. Po co w ogóle szłaś gdzieś w taki upał? Przecież wiesz chyba, że to niebezpieczne.
- A więc pani mnie uratowała! Dziękuję, nie wiem jak się pani odwdzięczę. Muszę szybko dotrzeć na Lwią Ziemię, dlatego tak mi się spieszyło. To sprawa życia i śmierci! W którą to stronę?
- Hej, poczekaj! Tak rzadko tedy ktoś przechodzi, chciałabym z tobą porozmawiać. Nie wiem nawet, jak się nazywasz! Ja jestem Taji i mieszkam tu od dawna, jestem właścicielką tych ziem. A ty?
Taji
- Pochodzę z Gwiezdnej Ziemi…
- Aha. – Taji przełknęła ślinę.
- Ale nie należę już do tamtego stada i naprawdę się spieszę. Proszę, powie mi pani w którą stronę mam iść?
-Aaa, więc Outsiderka! To witaj w klubie! A na Lwią Ziemię to tamtędy. - Taji wskazała łapą kierunek.
-Dziękuję! - krzyknęła lwica i natychmiast ruszyła biegiem w tamtą stronę.
- Odwiedź mnie kiedyś jeszcze!
Taji uśmiechnęła się. Humor znacznie jej się poprawił - zrobiła dobry uczynek i znalazła bratnią duszę, karej tak bardzo potrzebowała. Ta młoda, zabiegana lwica (jak ona miała na imię? - ach, ta skleroza) kogoś jej przypominała, tylko nie pamiętała kogo. Może to córka którejś z jej dawnych przyjaciółek? Szkoda, że nie została na dłużej. Miała nadzieję, że jeszcze kiedyś ją spotka i może nawet zaprosi do siebie na obiad.
Taji w spokoju zaczęła pić.
~*~
Ashera biegła najszybciej, jak umiała. Przez utratę przytomności straciła dużo czasu i teraz musiała naprawdę dać z siebie wszystko, by wyprzedzić Gizę. Dziękowała Duchom Przodków, że napotkała tą Taji - być może zawdzięczała jej życie. Co prawda, niepokoiło ją czy nie zdradzi Gwiezdnoziemcom, że pewna lwica biegła tędy kilka minut temu, ale ona wydawała się być uprzedzona co do tego stada, a życzliwa dla niej - w końcu ją uratowała. Jedynie ta blizna na pysku wyglądała trochę podejrzanie, ale przecież na Dzikich Polach rany to nic dziwnego.
~*~
Nie minęła godzina, a Ashera dotarła do granic Lwiej Ziemi i już tutaj zauważyła jakąś zmianę.
- Gdzie są Lwi Strażnicy? Nie pilnują granic?
Lwia Gwardia ze słynnym księciem Kionem na czele była organizacją broniącą Lwiej Ziemi przed napastnikami. Brak strzeżonej strefy przygranicznej był więc co najmniej dziwny, zwłaszcza że Lwi Strażnicy byli znani jako odpowiedzialni i odważni wojownicy nawet na Gwiezdnej Ziemi.
Jednak prawdziwe zaskoczenie czekało Asherę, gdy zobaczyła jak wygląda teraz krajobraz Lwiej Ziemi. Spalona słońcem trawa była sucha i płowożółta, rzeka zamieniła się w pylisty wąwoz, a gdzieniegdzie widać było obdarte z resztek mięsa szkielety zwierząt. Nie pasły się tu już stada antylop, nawet ptaki uciekły. Lwia Ziemia zamieniła się w suchą, gorącą półpustynię, taką samą jak między innymi Dzikie Pola. Na niebie nie było widać ani jednej chmurki, mogącej zwiastować deszcz. Ta kraina powoli umierała z braku wody. Ashera patrzyła na to ze smutkiem i powoli zaczynała rozumieć, dlaczego tutejsze lwy nie potrafią się obronić nawet przed hienami. A to była tylko zapowiedź tego, co miała zastać w grocie pod Lwią Skałą...

~*~
Uwaga! Fragment może być brutalny.
W tym samym czasie:
-Vitani! - zawołał młody, rudogrzywy lew, stojący na środku jaskini. Błękitnooka lwica w średnim wieku podeszła do niego i zapytała:
- Tak, panie?
- Nie nazywaj mnie tak. Nie jestem królem.
- Ale nim będziesz już niedługo.
- Nawet tak nie mów! To Kiara, moja starsza siostra jest królową. A właśnie, czy twoje lwice coś upolowały? Chore potrzebują jedzenia.
- Szukałyśmy wszędzie, ale nie ma już nic do jedzenia. Owszem, życzę Kiarze żeby nam panowała jak najdłużej, ale spójrz tylko na nią. Jest ciężko chora i jeszcze dzień, może dwa i ona również odejdzie tam, gdzie jest już Kovu, Kopa i Simba - do gwiazd. Ty jesteś jedynym żywym samcem i obejmiesz władzę.
- Kiara wyzdrowieje. Musi wyzdrowieć! Nie zostawi mnie!
W tym momencie z kąta jaskini wydobył się słaby, zachrypnięty głos:
- Nie przejmuj się mną, bracie. Zajmnijcie się lepiej innymi chorymi, które mają jeszcze szansę na życie. Ja z dnia na dzień czuję się coraz gorzej i czuję, że już niedługo dołączę do mojej ukochanej rodziny: męża, syna, rodziców, przyjaciół,starszego brata... Czekam na ten moment, bo bardzo za nimi wszystkimi tęsknię i wtedy nie będę czuć już bólu. Kion, ja wiem, że umrę i jestem z tym pogodzona. A ty musisz żyć, by przeprowadzić stado przez tą suszę i choroby. Opiekuj się nim... - W tym momencie chora zasnęła. Vitani podeszła do niej i dotknęła łapą jej czoła.
- Ma gorączkę - stwierdziła.
- Wyjdzie z tego - odpowiedział Kion.
- No właśnie nie wyjdzie. Sam słyszałeś. Nie oszukuj się! Ty jesteś naszym władcą, a twoim zadaniem będzie przywrócenie naszemu stadu dawnej świetności. Poprowadź nas, wodzu! Nie mamy czasu na roztkliwianie się nad sobą.
- Jestem wojownikiem, nie królem! Nigdy mnie nie przygotowywano do tej roli, więc jak mam dobrze rządzić? Zwłaszcza gdy nie ma co jeść, kończy się woda, ćwierć stada majaczy w gorączce, a Lwia Gwardia jest w rozsypce?
W tej chwili do groty weszła (a raczej wpadła z rozpędu) Ashera:
- Jesteście w wielkim niebezpieczeństwie, Gwiezdnoziemcy was atakują!
- Że co? W ogóle, kim ty jesteś!? - zapytała Vitani.
- Armia Gwiezdnej Ziemi zaraz tu przybędzie z zamiarem zagarnięcia waszych ziem. Sojusznicy zdradzili was! Ja odeszłam z tego stada i jestem po waszej stronie. Co tu się stało? - Asherę zdziwiły leżące w półmroku groty ciała półżywych i umierających lwic. Czy spóźniła się?
- Zaraza - wyjaśniła Vitani, a zaraz potem dodała:
- Kion, słyszałeś? Musimy zebrać armię, atakują nas!
- A czego tu bronić? Poddajmy się od razu. - mruknął lew i położył się na podłodze.
- Rozumiem, że nie chcecie rozlewu krwi -ja tez nie, ale nie możecie pozwolić żeby oni wami rządzili! Kion, tyle o tobie słyszałam i teraz wydaje mi się, że to były kłamstwa. Gdzie wasza duma, odwaga i honor? Chcecie być zniewoleni przez królową - tyrankę? To nie polepszy waszych warunków, oj nie!
- Tak sądzisz? - odezwał się gdzieś z kąta głos, od którego przechodziły ciarki, a po chwili Ashera ujrzała parę zielonych, pełnych nienawiści oczu wyłaniających się z ciemnych zakamarków jaskini. Po chwili zabłysły kolejne ślepia wszędzie dookoła niej.
- To pułapka! Jesteśmy otoczeni! - krzyknęła Ashera i nim zdążyła się spostrzec, już trzymały ją w mocnym uścisku dwie Gwiezdnoziemki. Była unieruchomiona.
- Co wy robicie? Puśćcie mnie!
- Nie chcemy ci zrobić krzywdy. Na razie nie. - beznamiętnie odpowiedziały lwice, w których Ashera rozpoznała dwie bliskie przyjaciółki jej matki.
Tymczasem właścicielka zielonych oczu, Giza podeszła do leżącej Kiary. Chora królowa obudziła się i spojrzała na napastniczkę sennymi oczami.
- Pozdrowienia z Gwiezdnej Ziemi - wycedziła Giza i uderzyła łapą z całej siły w kark swej ofiary, w ten sam sposób jak dobijano zwierzynę na polowaniu. Głuchy trzask jej kręgosłupa zabrzmiał w uszach Ashery. Chciała pobiec na ratunek Kiarze, ale dwie współbratymki jeszcze mocniej ścisnęły jej ciało. Królowa Lwiej Ziemi bezwładnie zwiesiła głowę, a z jej ust wypłynęła cienka strużka krwi.
Giza skwitowała to zimnym uśmiechem.
- Ona... ZABIŁA KRÓLOWĄ! - krzyknęła Vitani i rzuciła się na Gizę. W zdrowych Lwioziemkach i byłych Złoziemkach obudził się dawny instynkt walki. Natychmiast, bez zastanowienia rzuciły się na przybyszów, w furii wydrapując oczy, łamiąc kości i rozdrapując brzuchy. Gwiezdnoziemki atakowały z równą, a może nawet większą zaciekłością, zabijając również chorych i lwiątka. Podłoga groty zalała się krwią. Ashera krzyczała i wyrywała się jak mogła, ale żelazny uścisk jej dawnych znajomych tylko się wzmocnił. Kion bronił swoich, ale tracił panowanie nad sytuacją. Nagle coś przeszybowało mu nad głową, a moment później poczuł silny ból w okolicach szyi. To Tofauti wyskoczył z ukrycia i zacisnął zęby na jego szyi, by przerwać mu tętnice, jednak gęsta grzywa i gruba skóra Lwioziemca utrudniała mu to. Silny Lwi Strażnik odwrócił się i zaczął szarpać pazurami brzuch przeciwnika.

Walka przerodziła się w rzeź. Mordowano bez litości - Gwiezdnoziemcy z rozkazu, a Lwioziemcy dla zemsty i w obronie własnej.

***

Tą notkę pisałam na komórce, więc w tekście mogą być błędy - jeżeli jakieś znajdziecie, poinformujcie mnie. Chyba jest trochę przydługa, ale jakoś nie mogłam tego podzielić na części. Mam też do Was kilka pytań:
1. Jak myślicie, kto wygra bitwę?
2. Skąd mogłaby się wziąć blizna na pysku Taji?
3. Gdzie będzie mieszkać Ashera, gdy wojna się skończy?
Następny rozdział za 7 komentarzy. Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru walentynkowego ;)

10 komentarzy:

  1. Świetna notka! Czekam na kolejną!:-) Jak coś, to pojawiła się nowa nocia na "Stadzie Magicznej Lwicy Nafasi". I jest tam nowy członek. Pozdrawiam
    Mfame
    P.S. Jeszcze raz świetna jest twoja notka!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Żal mi Klary. Głupia Giza zabiła Kiarę, Kion nie zwracał uwagi na walkę.
    Błędów nie ma, piszesz bardzo ładnie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawie piszesz, bardzo wciąga.
    :)
    Odpowiedzi:
    1. Jak myślicie, kto wygra bitwę? - gwiezdnoziemcy / armia Gizy
    2. Skąd mogłaby się wziąć blizna na pysku Taji? - jakaś zła hiena której się nie podobało że inne hieny lubią Taji mogła jej ją zrobić.
    3. Gdzie będzie mieszkać Ashera, gdy wojna się skończy? - jeśli wygra Giza to Ashera pewnie zostanie zabita; jeśli wygra stado lwiej ziemi to Ashera zostanie na lwiej ziemi
    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Matku jakie to BOSKIE jest! KOOOOOOCHAM CIĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Piszesz przecudownie!!!
    Heh. Jak tak czytałam, to Taji jest zupełnie taka jak ja. I nawet też mam na tym poliku bliznę! :O Może mniej widoczną, ale zawsze.
    Giza zabiła Kiarę :/ Co do tego mam mieszane uczucia, jednak i tak uwielbiam tą Gwiezdnoziemkę. Mimo to szkoda mi królowej

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam o wybaczenie za moje opuźnienie w czytaniu. Wspaniała notka, strassznie podoba mi sie Taji. kto wygra? Hmmm, chyba Gwiezdnoziemki, ale nie wiem, blizna Taji wygląda jak cios pazurów, może miała starcie z Gizą lub kimś z tego stada. Ashera pewnie będzie żyła z Taji.

    OdpowiedzUsuń
  6. Notka super, a teraz odpowiedzi na pytania.
    1. Myślę, że jednak Gwiazdoziemki ponieważ Lwioziemcy są bardzo osłabieni.
    2. Skąd blizna u Taji myślę, że ma coś z nią wspólnego Giza.
    3. Gdzie będzie mieszkać Ashera? Tego to nie mam pojęcia.
    Czekam na kolejny post.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zwykle, spóźniona.
    I do tego internet, ''dzięki któremu'' czekałam chyba z pięć minut, aż włączy mi Twój blog, a następnie ten post.
    A poprzedniego postu, za nic nie chce włączyć, więc przepraszam, ale nie mogę skomentować. :<
    Jestem po wrażeniem Twego stylu pisania, naprawdę jest niezwykły. Obawiam się, że Gwiezdnoziemcy wygrają bitwę. I do tego, śmierć Kiary z łap Gizy. Okej, i tak by zapewne, niestety, odeszła, ale mogłaby...hm, jak to ująć...o, spokojniej, a nie, brutalnie, z łap Gizy. Przynajmniej będzie teraz szczęśliwsza, wśród rodziny.
    Do tego, postawa Kiona mnie irytuje. Mógłby zainteresować się stadem. Co z tego, że nie chce być władcą i nie potrafi? Musi dać radę i być pewniejszym siebie!
    Pozdrawiam serdecznie, przepraszam za nieco chaotyczny i pewnie nie zrozumiały komentarz, zapraszam do siebie na 30 post :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nareszcie udało mi się skomentować Twój rozdział. Przepraszam za tak potworne spóźnienie.

    To jak piszesz nadal wprawia mnie w osłupienie. Twój styl jest przepiękny, po prostu aż chce się czytać więcej i więcej.

    Odnośnie rozdziału, to jak zwykle świetny. Dobrze, że Taji pomogła Asherze. Odnośnie pytań, to przewiduję raczej niezbyt szczęśliwe zakończenie i myślę, że to Gwiezdnoziemcy wygrają bitwę. Większość Lwioziemców zginie, ale może jakaś część zostanie wygnana, a wraz z nimi pójdzie Ashera. No chyba, że Gizie się coś odwidzi i przyjmie Asherę z powrotem do stada. A blizna Taji... hmm, nie mam pojęcia. Może w przeszłości wdała się w jakąś walkę?
    I, tak jak Michalinę, mnie również denerwuje postawa Kiona. To on jest strażnikiem i to on powinien jako pierwszy zainteresować się walką i bronieniem stada.
    A tak w ogóle, to bardzo się ucieszyłam, gdy przeczytałam o Gwardii. Im więcej Kiona w naszych opowiadaniach, tym lepiej :)
    Pozdrawiam bardzo serdecznie i dziękuję za komentarz na blogu o Lwich Tajemnicach.

    OdpowiedzUsuń
  9. Rany, głupia ta Giza. Co jej zrobiła biedna Kiara. A post super. Ale chociaż Ashera próbowała ich ostrzec. Post fajny. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo ciekawie piszesz. Szkoda mi Kiary :\ Czekam na kolejną notkę

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.