poniedziałek, 2 marca 2015

8. Triumf

Lwioziemcy przegrywali, a w sercu Ashery mieszały się żal, współczucie, wściekłość i bezsilność. Nie spodziewała się, że Giza może być zdolna do takich czynów. Właściwie to nikt nie przypuszczał że jej inwazja będzie aż tak brutalna. A przecież tak niedawno (właściwie to... wczoraj? Asherze wydawało się, że od tamtych wydarzeń minęła cała wieczność) Giza obiecywała ,,pomoc Lwioziemcom" i ,,inwazję, bez konfliktu zbrojnego". Skłamała, ale to nie było jej największym przestępstwem. Dużo poważniejszymi przewinieniami było okrutne zamordowanie Kiary, której nawet nie znała oraz rozkazywanie Gwiezdnoziemcom, by zabijali wrogów. I to wszystko tylko po to, by zagarnąć te i tak niezbyt wartościowe tereny, by zaspokoić swe chore ambicje.
Kiedy kolejna, chora i zupełnie niewinna Lwioziemka padła na ziemię martwa, Ashera wybuchła wściekłością na własną słabość, na zaślepione stado i w szczególności - na Gizę. Nie mogła liczyć się już zasada, że każda walka to zło. Jeżeli tego jakoś nie powstrzyma, zło i okrucieństwo będzie rozprzestrzeniać się dalej. A w tym momencie położyć kres temu może tylko walka. Pokonanie złej.
Gniew dodał jej mocy. Zebrała wszystkie swoje siły i odepchnęła obie przyjaciółki swej matki, rzucając nimi i ziemię, po czym skoczyła na sam środek groty, stając oko w oko ze znienawidzoną królową.
- O, Ashera... Wielki powrót zdrajczyni własnego stada?
- To ty jesteś zdrajczynią, całego naszego gatunku! Morderczyni!
- I co? Zabijesz mnie za to? - głos Gizy był przesycony ironią. Tak, Ashera miała wielką chęć w ten sposób zakończyć jej rządy bezprawia. Ale nie mogła zniżyć się do tego poziomu co ona, musi dać jeszcze jedną szansę. Jeżeli nie, to niestety - pozostanie jedynie droga przemocy. Stłumiła wściekłość i powiedziała, możliwie opanowanym głosem:
- Wycofaj wojsko z Lwiej Ziemi. Po co to robisz? Do czego ci jest potrzebny ten kawałek suchej, nic nie wartej sawanny? Przecież w tej bitwie zostają ranni też twoi żołnierze, nie wspominając nwet o tych wygłodzonych, biednych Lwioziemkach. Wojna nigdzie cię nie doprowadzi, więc przerwij ją i odejdź stąd, a ja również odejdę z twego życia na zawsze. Nie dojdzie do pojedynku.
Ashera była prawie pewna, że te słowa nic nie dadzą. Nie myliła się - Giza wysłuchała tego z pogardą, a nawet lekkim rozbawieniem. Spojrzała na Asherę swoimi jadowicie zielonymi oczami i syknęła:
- Zapomnij. - po czym natychmiast rzuciła się jej do gardła. Lwica wykonała szybki unik, po czym uderzyła Gizę z całej siły. Oczywiście królowa nie pozostała dłużna i ugryzła Asherę w kark. Obie lwice szczepiły się ciałami za pomocą zębów i pazurów, cały czas wymierzając ciosy. Walczyły na śmierć i życie. Prawem pojedynku wygrać miała ta, która zabije drugą. Szanse były mniej więcej równe - obie rywalki były zdrowe i młode. Gdy Giza przeorała pazurami jej grzbiet aż do mięśni, Ashera silnym ciosem złamała jej przednią łapę. Mimo to obie walczyły dalej, nie zważając na straszliwy ból i zmęczenie. W tej chwili miały tylko jeden cel - wykończyć przeciwniczkę.
Co dziwne, pojedynek przeciągnął się. Obolałe ciała walczących dawały jeszcze jakiś opór, jednak kolejne ciosy były coraz słabsze - Ashera cały czas traciła bardzo dużo krwi, s każdy ruch łapy Gizy powodował niewyobrażalny ból.Wokoło nich dwa stada walczyły dalej, jednak Lwioziemcy byli na straconej pozycji. Jedynie kilka lwic z tego stada miało siłę, żeby jeszcze się bronić, a wśród nich wyróżniały się dwie Złoziemki: Vitani i Damu. One, nie zważając na błagania rannych i pokonanych przyjaciółek, walczyły dalej, ani myśląc się poddać. Wiedziały, że pewnie zginą, ale dopóki jeszcze mogą, będą bronić stada przed napastnikami, zachowają honor. Młodsza Damu rzuciła się na jedną z Gwiezdnoziemek, która akurat nie miała wsparcia i zabiła ją, w obronie ojczyzny. Vitani, jako przewodniczka lwic dodawała otuchy walczącym i namawiała do walki do końca. Wierzyły, że to wszystko nie jest na nic, śmierć w czasie bitwy ma większy sens niż poddanie się bez walki.
Damu
Minęły kolejne nieznośnie długie minuty. Ashera i Giza zaciskały szczęki i pazury na swoich szyjach nawzajem, starając się nie przerwać walki, ale nie wyprowadzały już żadnych ciosów. Obie były na skraju wytrzymałości i pilnowały tylko, która upadnie nieprzytomna jako pierwsza, by druga mogła ją dobić i zostać zwyciężczynią pojedynku. Nagle zaciśnięte na karku Ashery szczęki Gizy rozwarły się, a jej napięte dotąd mięśnie zwiotczały. Po chwili jej ciało osunęło się na podłogę. Ashera natychmiast to wykorzystała i ostatkiem sił zaczęła dusić nieprzytomną przeciwniczkę. Gdyby w tej chwili była w pełni świadoma, na pewno nie zrobiłaby tego, uznając za absurd taką próbę zwalczenia przemocy jeszcze większą przemocą, jednakże jej umysłem i działaniami kierowały tylko trzy czynniki: ból, wściekłość i instynkt.
Wtedy stało się to, czego nikt się nie mógł spodziewać. Tofauti dostrzegł swoją ukochaną i rzucił się na Asherę, nie przejmując się tym, że jest to bezprawne przerwanie pojedynku. Przecież w czasie wojny milkną prawa, nieprawdaż? Oczywiście piaskowofutra nie miała sił na kolejną walkę, więc Tofauti z łatwością odrzucił ją tak, że uderzyła głową o ścianę i wyniósł nieprzytomną Gizę z tej jaskini zagłady, zostawiając własną armię bez dowódcy.
~*~
Gdy Giza obudziła się, pierwszą jej myślą było ,,Gdzie Ashera?" Odruchowo i zupełnie na ślepo ugryzła łapę istoty, ktora stała obok niej, myśląc że to jest jej przeciwniczka. Jednak gdy otworzyła oczy zrozumiała swój błąd - obok niej stal Tofauti, zaskoczony niespodziewanym, aczkolwiek slabym atakiem. Spróbowała wstać, alé straszliwy ból łapy uniemożliwił jej to i Giza upadła.
- Jesteś ranna? - zapytał zaniepokojony Tofauti.
- Chyba tak... Ale to nic. Gdzie nasze wojsko? Wygraliśmy? W ogóle to gdzie ja jestem?
- Wyniosłem cię, kiedy ta Ashera próbowała cię zabić. Jesteś przed jaskinią. 
- Zostawiłeś Gwiezdnoziemki same?!
Czarnogrzywy, który liczył na miłe podziękowanie, albo co najmniej jakikolwiek wyraz wdzięczności, nagle powrócił myślami do rzeczywistości. Delikatnie pomógł wstać swej królowej i kazał jej chwilę poczekać, zanim on sprawdzi sytuację w grocie. Po chwili wrócił z pomyślną wiadomością - było już po wszystkim, Gwiezdna Ziemia wygrała. Gdy Giza to usłyszała, chciała pobiec do jaskini, jednak łapa znowu dała o sobie znać i Tofauti musiał ją zanieść na plecach, co dla Wielkiej Królowej było bardzo upokarzające. No cóż.
W jaskini pod Lwią Skałą zakrwawione i poranione Gwiezdnoziemki zaczynały świętować swój sukces. Jua, lwica beta stada zdała raport, z którego wynikało że większość lwic została raniona mniej lub bardziej, ale żyje. Tylko jedna stara zielarka imieniem Waris została zabita przez najbardziej szaloną i najzacieklejszą z Lwioziemek - Damu, natomiast jedna z młodszych łowczyń Gwiezdnych uciekła tuż przed bitwą. Duża część Lwioziemek nie żyje, ale udało się też schwytać dziewięciu jeńców, w tym trzech niebezpiecznych: Kiona, Vitani i Damu.
- Dobrze się spisaliście. Jeńców wrzućcie do tej groty - Giza wskazała łapą na niewielką wnękę w ścianie jaskini, za ciasną nawet dla dwóch lwic - i zablokujcie czymś wejście. A tą waleczną trójkę i Asherę dodatkowo czymś zwiążcie, tylko mocno. Mam pomysł jak ich... unieszkodliwić. 
- Ale czym związać? Dlaczego? Jak? - zdziwiła się Jua.
- Wasz problem. Ja wam tak rozkazuję, i tyle.
Między Gwiezdnoziemkami przeszedł szmer niedowierzania. To naprawdę dziwny rozkaz, ale muszą jakoś temu podołać. Zabrały jakieś liany i suche trawy i zaczęły krępować trzech jeńców, jednak gdy przyszło im związać Asherę, nie wiedziały co robić. Z jednej strony współczuły tej desperatce, z drugiej jednak bały się Gizy. W końcu związały ją, ale niedokładnie, żeby ona sama mogła łatwo się uwolnić. Gdyby co - wina nie bedzie ich.
Tymczasem Gizę rozpierała duma, a na jej pysku malował się uśmiech. Jest zwyciężczynią i Królową Lwiej Ziemi! Po usłyszeniu tak wspaniałych wieści nawet okropny ból łapy nie jest już tak straszny. Za chwilę spełni się jej największe marzenie - zaryczy na Lwiej Skale. Kuśtykając, weszła razem z Tofautim na szczyt tej skały i ogarnęła wzrokiem swoje nowe królestwo. Zaryczała, a jej potężny głos rozległ się echem po opustoszałej sawannie. Jako następny odezwał się Tofauti, a za nim wszystkie Gwiezdnoziemki tym jednym, radosnym, choć okupionym krwią głosem triumfu.
***
1. Przepraszam, że tak długo przeciągałam termin opublikowania tego rozdziału, ale teraz mam naprawdę dużo nauki :( - w ten piątek piszę jeden konkurs, a za dwa tygodnie następny, do tego dochodzą sprawdziany, kartkówki itp. Następny post napiszę gdzieś koło 20 marca, ale ten termin też może się przesunąć.
2. Myślałam nad zmianą wyglądu bloga - jak myślicie, jakie kolory pasowałyby do niego? Doradźcie mi.
3. Pozdrawiam Was serdecznie!
Edycja z dnia 8.03.2015: Uwaga na podszywacza! Wczoraj odkryłam że na blogu Kakry Moon jakaś blogerka napisała komentarz, podając się za mnie (potem go usunęła): Link 
Ta osoba skopiowała mój nick, opis, a nawet dodała prawie identyczne zdjęcie profilowe! Nie wiem, dlaczego to zrobiła (prawdopodobnie dla zabawy), ale jeżeli zauważycie gdzieś znak działalności tej osoby, proszę, poinformujcie mnie: Link do profilu podszywaczki
Ja sama, na wszelki wypadek w najbliższym czasie zmienię zdjęcie i opis, do czasu aż sytuacja się uspokoi albo zostanie wyjaśniona. Nie chcę, żeby ktoś mylił mnie z jakąś nieuczciwą osobą, albo myślał że usunęłam bloga i obserwacje oraz założyłam nowy blog, na którym nic nie pisze :P