poniedziałek, 19 stycznia 2015

5. W głąb serca

Słońce wzniosło się już ponad linię horyzontu, oblewając sawannę złotym blaskiem. Gdzieś w oddali widać było maleńką sylwetkę buntowniczej lwicy, ale już nikt nie zwracał na nią uwagi. Oczy wszystkich lwic skierowane były na Tofautiego, który nareszcie przybył, przechodząc obok szeregu lwic składających mu pokłon. Jedynie Giza nie schyliła się przed nim, ponieważ ona miała większą władzę - należała do dynastii. Tofauti wiedział doskonale, że jego partnerka jest jednocześnie jego władczynią, więc pochylił przed nią z szacunkiem głowę, a następnie stanął naprzeciw szeregu i przemówił, dość cicho i nieśmiało:
- Dziś nastał wielki dzień. Nasza hmm... misja jest trudna i dość niebezpieczna. A więc tak: ja poprowadzę was do Lwiej Ziemi, a następnie rolę dowódcy obejmie Giza, której właśnie oddaję głos. - zakończył Tofauti. Nie cierpiał występów przed publicznością, wolał planować działania w ciszy i bez rozgłosu. Był strategiem wszystkich misji Gizy, a ona zaś uwielbiała działać i być w centrum uwagi, dlatego też chętnie przemawiała do stada. Chciała być gwiazdą, a jednocześnie politykiem i mistrzem walki - zarówno tej wręcz, jak i na słowa, podczas gdy on tylko w cieniu obserwował jej działania i kierował nimi. Byli różni jak woda i ogień - ona przypominała nieokiełznany, rudobrązowy płomień, który wybucha niespodziewanie i gwałtownie, a on jak spokojna rzeka powoli, ale skutecznie zagarniał wszystko wokół, stając się coraz większym i silniejszym. Oboje pełni niszczącej siły, niebezpieczni i nieokiełznani, ale jednak tylko razem mogli działać skutecznie. Dopełniali się i wzmacniali - zarówno jako władcy, jak i jako para zakochanych.
Oczywiście Giza z chęcią przyjęła możliwość wypowiedzenia się przed narodem - wiedziała, że to również ma znaczenie, ponieważ zwiększa morale wojska, a przy tym jest dla niej czystą przyjemnością:
- Dzisiejszy dzień będzie dla nas wyjątkowy i stanie się częścią historii naszej ojczyzny. Właśnie zaczynamy pierwszą w życiu większości z was kampanię, mającą na celu zwiększenie naszych wpływów na świecie i powiększenie terytorium Gwiezdnej Ziemi, a każda z was, która pozostała wierną monarchii i naszej ojczyźnie, będzie miała wpływ na powodzenie tej chwalebnej misji. Na pewno będzie ona dla nas prawdziwym, największym w ostatnich latach wyzwaniem, ale dzięki Wam i waszej wierności na pewno uda nam się osiągnąć zamierzony cel, by w przyszłości obszary Gwiezdnej Ziemi stały się krajem dobrobytu i wszelkich bogactw! Ruszajmy więc - za królem Tofautim na Lwią Ziemię!
~*~
Lwice maszerowały w ciszy, ich ciała drżały w strachu przed Gizą. Minął tylko tydzień, od kiedy objęła rządy, ale poddane już zdążyły poznać, że to surowa i bezwzględna królowa z którą nie ma żartów, a każde przewinienie wobec niej (np. nieprzychylne słowa) wobec niej będzie surowo karane. Gizie właśnie o taką opinię chodziło. Strach u poddanych był w jej przekonaniu jednym z przymiotów władzy. Według niej dobry władca musiał być stanowczy, silny i nie znać litości. Dlatego też tak pogardzała Wazim jako królem, a wręcz go nienawidziła: łagodny, niedojrzały emocjonalnie i słaby fizycznie lew nigdy nie nadawał się na władcę. To ona zawsze chciała rządzić - jej brata tron nie interesował. Od dzieciństwa była między nimi cicha umowa, że po śmierci ojca ona zostanie królową. Ojciec zdecydował jednak inaczej i przekazał tron synowi, gdy poczuł się gorzej, a Waziemu tak spodobało się luksusowe życie króla, że gdy rodzic nareszcie odszedł z tego świata, wcale nie miał ochoty oddać jej korony. Została ,,tylko" hrabiną. To był cios w jej ambicję. Potem relacje między nimi tylko się pogarszały: ciąża Uzuri, bezmyślny sposób rządów tej pary i lekceważący, pogardliwy stosunek Waziego do siostry doprowadziły Gizę do ostateczności. Nie żałowała jednak swojego czynu, a wręcz była szczęśliwa i dumna z siebie że go zamordowała. Podobnego zdania był Tofauti. Zawsze różnił się od reszty swoich rówieśników wyglądem i zachowaniem. Nie lubił mówić o sobie i swojej rodzinie - i miał do tego jasne powody. Mimo tego stary, sprawiedliwy król starał się traktować go na równo z innymi lwiątkami. Jednak gdy umarł, a tron przejął jego syn, wszystko się zmieniło. Wazi nie tolerował odmienności, więc umieścił go na samym dole hierarchii stada, na haniebnej pozycji osobnika omega. Tofauti musiał jednak w ciszy znosić poniżanie i obelgi, by nie zostać wygnanym ze stada. Jedyną osobą, która rozumiała i podzielała jego cichą nienawiść do króla była Giza. To właśnie ich połączyła i sprawiło, że zaczęli spiskować przeciwko władcy. Gdy z niewielką pomocą Shetani - wędrownej zabójczyni Giza osiągnęła cel, oprócz zemsty Tofauti zyskał również tron, o którym kiedyś nawet nie śnił. Obojgu udało się zrealizować jedno z ich pragnień, teraz zamierzali spełnić swoje następne marzenie - zapisać się w historii jako wspaniali dowódcy wojskowi. Wybór, by zaatakować akurat Lwią Ziemię był właściwie przypadkowy, nie obchodziły ich losy mieszkańców tej krainy. Chcieli iść nawet po trupach do celu - czyli zaryczenia na Lwiej Skale i uważali, że zupełnie nic nie może ich powstrzymać.
***
1. Jestem średnio zadowolona z tego rozdziału. W ogóle pisanie postu numer 5 zajęło mi bardzo dużo czasu - dwa razy napisałam tekst, a potem go usuwałam bo był byle jaki. Dopiero za trzecim razem wyszło w miarę.
2. Dziękuję za tyle komentarzy pod poprzednim postem. Następny rozdział prawdopodobnie w lutym.

wtorek, 6 stycznia 2015

4. Trudny wybór

O wschodzie słońca wszystkie lwice stanęły przed Tofautim i Gizą - od nastoletnich aż do staruszek, wszystkie chciały wziąć udział w tej misji. Jako ostatnia przybyła Ashera, wywołując pytające spojrzenia członkiń stada i szok u Gizy. Widząc to, wystąpiła przed szereg i wytłumaczyła:
- Znam wszystkie, niekiedy okrutne prawa Gwiezdnej Ziemi. Jedno z nich głosi ,,Lwica, która dopuści się zdrady wobec obecnego króla lub królowej zostanie skazana na śmierć lub dożywotne wygnanie". Znam równie dobrze ciebie, Gizo i wiem że jeżeli dzisiaj nie stawiłabym się przed tobą jak inne lwice idące na wojnę, ty uznałabyś to za zdradę. Dlatego więc postanowiłam odejść w tej chwili ze stada, na co mi pozwala zapis ,,Lwica może odejść ze stada w każdej chwili o ile ogłosi to publicznie i opuści Gwiezdną Ziemię, zajmując jakiekolwiek wolne terytorium". Nie popełniłam zdrady przeciwko tobie, ponieważ od tej chwili nie jestem nikomu podległa.
Giza wysłuchała tej przemowy z zaskoczeniem. Nie sądziła, że Ashera jest na tyle sprytna, by wychwycić tą niewielką lukę prawną. Miała nadzieję, że tym prawem zmusiła ją do posłuszeństwa i walki. Teraz już nie może nic z tym zrobić. W końcu powiedziała:
- Skoro wolisz odejść, niż brać udział w tworzeniu potęgi swojej ojczyzny - droga wolna! Wiedz tylko, że już nie jesteś godna nosić nazwy ,,Gwiezdnoziemka". Jesteś Outsiderką, wyrzutkiem, bezdomną. Odejdź stąd!
- Nie potrzebuję twojej zgody ani łaski. Nie wyganiasz mnie. Odchodzę z własnej woli, ponieważ dopóki ty tu jesteś, ja nie mogę żyć tu z honorem. Zaczęłaś swe rządy od zdrady swoich sojuszników i złamania prawa międzystadnego, a twój partner Tofauti jest samozwańczym królem. Nie miał nade mną żadnej władzy. Tak czy inaczej - Żegnajcie, Gizo i Tofauti! Żegnajcie, ślepo wierne im lwice!
Ashera odwróciła się od nich i postawiła pewny krok w przód, lecz jasnokremowa lwica Jua podbiegła i zagrodziła jej drogę.
- Proszę, nie odchodź! Przemyśl to - chcesz opuścić ziemię przodków i zostawić nas wszystkich? Nawet mnie, swoją matkę?
Jua
Ashera spojrzała na nią ze smutkiem i odpowiedziała:
- Ty też możesz iść ze mną. Masz wybór.
Jua przez chwilę rozważała to, po czym z żalem spojrzala w oczy swej córki i wróciła do szeregu.
- Nie mogę, nie dam rady tego zrobić! Żegnaj.
- Żegnaj, matko. Myliłam się co do ciebie. - oznajmiła z wyrzutem Ashera i powoli, lecz z podniesioną głową pomaszerowała w stronę wschodzącego słońca. Pomimo ciągłego przełykania łez spływających jej po policzkach nadal wyglądała bardzo dostojnie, dumnie i potężnie.
Nawet bardziej niż długi szereg wiernych lwic, czekających na rozkazy niby-króla.
***
1. Od jutra posty będą się ukazywać rzadziej - szkoła :( Bardziej aktywna będę w ferie (od 2 lutego)
2. Zmieniłam tytuł bloga ze względu na osoby które nie powinny go czytać (np. ośmioletnia siostra). Obecna nie będzie w ogóle ich ciekawiła.
3. Pozdrawiam was serdecznie i dziękuję za aż 4 komentarze pod poprzednim postem (dla mnie to naprawdę dużo znaczy i bardzo motywuje)!

poniedziałek, 5 stycznia 2015

3. Między prawdą a kłamstwem

Minął tydzień. Wydawałoby się, że wszystko wróciło do normy - Giza zajęła się dyplomacją, Tofauti bronił stada przed hienami, a lwice polowały. Jedynie kilka starych lwic i Ashera czepiały się, że Tofauti ma się za króla, mimo że jeszcze nie poślubił królowej oraz że Uzuri, wdowa po Wazim została omegą w stadzie. Giza się jednak tymi uwagami nie przejmowała, w końcu udało jej się zaskarbić zaufanie prawie całego stada. Teraz zamierzała przejść do następnego punktu swojego planu...
~*~
Tego dnia królowa zwołała zebranie wszystkich lwic pod Skałą Gwiazd, sama stojąc na jej szczycie i przemówiła:
- Lwice, zebraliśmy się tutaj, żeby omówić ważną misję, która sprawi, że nasze stado będzie potęgą!
- Przecież już jest. - zdziwiła się Iris, wysportowana i bardzo optymistyczna lwia nastolatka.
- Stado Lwiej Ziemi wymiera z głodu i nie potrafi się obronić nawet przed hienami, podczas gdy my rośniemy w siłę dzięki waszym zdolnościom łowieckim i urodzajowi.
- Co zamierzasz z tym zrobić, królowo? Pomożemy im? - zapytała nieśmiało Uzuri.
- Jasne, że tak! Połączymy oba stada w jedno i podwoimy przy okazji obszar naszych ziem. Dzięki temu oni nie zginą z głodu, ale staną się od nas zależnymi.
- I myślisz, że niepodległe lwy zgodzą się na taki hańbiący układ? - zapytała Ashera.
- Niepotrzebne nam ich przyzwolenie. Jesteśmy silniejsi! Zajmiemy ich obszar, a oni nie będą mieli wyboru. - odpowiedziała Giza.
- Nazwijmy to po imieniu: ty chcesz wojny międzystadnej?  - ciągnęła lwica oburzonym głosem. Wśród stada słychać było szepty.
- Nie. Inwazji, bez konfliktu zbrojnego. Na co komu rozlew krwi? - odpowiedziała pewna siebie królowa.
- Inwazji, czyli w konsekwencji wojny. Oni mają sojuszników.
- Ha, ha. Każdy ma sojuszników na dobre czasy. Problem w tym, że kiedy pojawi się zagrożenie albo głód, oni gdzieś znikają albo mają wszystko gdzieś. Takie jest życie, kochana. - oznajmiła jej Giza, wiedząc że Ashera nie cierpi pieszczotliwych zwrotów.
- Złamiesz nasze prawo! Jesteśmy przyjaciółmi Lwioziemców od pokoleń i nie wolno atakować nikogo bez wypowiadania wojny. To może się obrócić przeciwko tobie, przeciwko nam! Lwice też tak uważają, prawda? - po tych słowach lwice podniosły zgodny, oburzony ryk. Giza jednak nie poddała się i jeszcze raz przemówiła, trochę innym tonem:
- Wolicie, żeby te biedne, słabe lwy z Lwiej Ziemi wyginęły z głodu, albo rozproszyły się po całej okolicy? Chcecie stracić tak dobrą okazję na wzmocnienie naszej pozycji i trwać nadal w miejscu, bez żadnych aspiracji. Czy według Was lepiej jest czekać bezmyślnie, aż spotka nas taki sam los co ich, przegapić czas naszej potęgi? Czy naprawdę tego chcecie? Nie wolicie raz zapomnieć o tych kajdanach, którymi są prawo i tradycja?
Lwice spojrzały na siebie zdezorientowane. Część z nich stanęła pod Skałą Gwiazd i patrzyła się na przywódczynię z ufnością, a inne zostały po stronie Ashery. Jeszcze inne, zwłaszcza bardzo młode lwiczki i lwiątka stanęły pośrodku - nie potrafiły zdecydować lub nic z tego nie rozumiały. Giza zaś kontynuowała:
- My, właśnie my możemy zmienić losy tego świata! Nie bądźmy kolejnym pokoleniem, które przeminie zapomniane! Niech nazwa ,,Gwiezdna Ziemia" zawsze kojarzy się z silnymi, mądrymi, a przy tym łagodnymi lwami, które ratują innych od głodu i wrogów. Niech nastanie dla nas nowa epoka - Epoka Dumy.
Podczas tej wypowiedzi kolejne lwice odłączały się od Ashery, aż w końcu została ona sama, jedyna przeciwko temu planu. Wtedy królowa Giza zawołała:
- Wszystkie, które jesteście po mojej stronie, zaryczcie! Niech nasz głos będzie znakiem naszej przyszłej potęgi!
Ashera przeciwko wszystkim, od lewej: Uzuri, Iris (z grzywką), Jua (matka
Ashery), matka Tofautiego
Lwice zaryczały, tak głośno jak mogły. Jedynie Ashera krzyczała ,,Nie!", ale została zagłuszona ich mocnym, radosnym głosem. Próbowała coś jeszcze powiedzieć, ale już nikt nie chciał jej słuchać. Jej krzyk po jakimś czasie zamienił się w cichy płacz. Wiedziała, że to źle się skończy. Żadna wojna nigdy nie przyniesie pożytku. Ale co ona teraz mogła? Po raz pierwszy poczuła że ona, taka ważna, szanowana i szlachetna, tak naprawdę nic nie znaczy.
Tymczasem królowa, po wysłuchaniu głosów aprobaty, krzyknęła:
- Wyruszamy jutro z samego rana. Bądźcie przygotowane! - i zeszła ze Skały.
***
Wiem, że trochę za dużo dialogów ( prawie cały rozdział to rozmowa pomiędzy królową Gizą a Asherą), ale mimo tego jestem w miarę zadowolona z tego rozdziału. Do Shetani powrócę za kilka postów (na razie odeszła z Gwiezdnej Ziemi). A wy po której stronie stanęlibyście – Gizy czy Ashery?

czwartek, 1 stycznia 2015

2. Zapłata

- Witajcie. – powiedziała czarna lwica. Wyróżniał
ją nie tylko niespotykany kolor sierści. Miała również wyjątkowo długie nogi i była nienaturalnie szczupła, nie wykazując przy tym żadnych oznak niedożywienia. Szczerze mówiąc, przypominała bardziej modelkę niż morderczynię, którą była. Jej kruczoczarna sierść błyszczała w słońcu, a zęby były białe jak perły. Giza próbowała opanować swoją zawiść i zazdrość na jej widok. Milczała więc, by nie powiedzieć czegoś niewłaściwego.
- Czego od nas chcesz? Spóźniłaś się. Wazi już nie żyje. – oznajmił Tofauti ze wzrokiem spuszczonym w ziemię.
- Jaka szkoda… Ominęła mnie cała zabawa. Kto go załatwił? Ty czy ona?
- Giza. Więc jak widzisz, nie masz już tutaj czego szukać. Poradziliśmy sobie bez ciebie. Możesz wracać, skąd przyszłaś. – powiedział czarnogrzywy, cały czas unikając kontaktu wzrokowego z rozmówczynią.
- Myślisz, że o tak sobie stąd odejdę? To się bardzo pomyliłeś. Gdyby nie ja, ty nadal byłbyś ostatni w stadzie, a ona nigdy nie zostałaby królową. To ja wymyśliłam podstęp, jak go osłabić trucizną i zwabić w określone miejsce i powiedziałam wam go pod warunkiem, że dacie mi to czego chce, nie pamiętasz? Teraz po to przyszłam i mogę prosić o cokolwiek.
- Więc czego chcesz, Shetani?
- Lwiątka.
Giza i Tofauti spojrzeli na siebie, przerażeni. W końcu Giza odezwała się:
- Nie damy ci lwiątka. Nie zasługujesz na to. Uciekaj stąd, zanim zawołam stado. Teraz jest mi posłuszne i z łatwością przegoni jedną chudą lwicę.
Shetani przeszyła ją groźnym spojrzeniem niezwykłych, lodowato błękitnych oczu. Giza wzdrygnęła się.
- Sądzisz, że jakieś stado zwykłych lwic zdoła mnie pokonać? Ty nic o mnie nie wiesz. Ja mogę zrobić z wami to samo, co wy z Wazim i nie pomogą wam żadni obrońcy. Dajcie mi to, czego pragnę – żywe lub martwe!

- Shetani, w tym problem że u nas w stadzie nie ma… Że co? Martwe? – zdziwił się Tofauti.
- Tak jak mówię: żywe lub martwe.
Giza i Tofauti naradzili się szeptem:
- Dziecko Waziego zmarło kilka dni temu przy porodzie. Wiesz, gdzie je pochowano? – zapytał lew.
- Tak, ale po co jej trup? To kanibalka?
- A co nas to obchodzi? Ważne, że weźmie i zniknie stąd. Boję się jej - w końcu to seryjna zabójczyni.
- Więc je damy, wszystko jedno co z nim zrobi. - po czym Giza dodała, już na głos:
- Możemy ci ofiarować zmarłe kilka dni temu lwiątko, pod warunkiem że sama je odkopiesz i znikniesz stąd na zawsze.
- Zgadzam się. Pokażcie, w którym miejscu ono jest zakopane. - powiedziała Shetani.
Tofauti poprowadził ją i wskazał jej to miejsce na cmentarzysku. Czarna lwica odkopała królewskie dziecko - było jeszcze całe, po czym zupełnie bez obrzydzenia wzięła je w pysk i odeszła bez pożegnania.
Giza i Tofauti odetchnęli - płatna królobójczyni obiecała, że tu nie wróci, a ona zwykle dotrzymywała obietnic. Zwykle.
***
Shetani to pierwsza postać z tego bloga, którą wymyśliłam. Wszystko zaczęło się od niej, ale pomimo tego miałam wątpliwości, czy publikować ten rozdział. Wydaje mi się dość makabryczny. W następnych postach postaram się unikać tematyki śmierci, zabójstw i pogrzebów na rzecz spokojniejszej tematyki. Nie chce, żeby ta historia była w całości horrorem. Szczęśliwego Nowego Roku!